wtorek, 11 kwietnia 2017

Rewolucja w akademikach czyli Studencki Masterchef

W poniedziałek 3 kwietnia w poznańskiej restauracji Fryga odbył się konkurs Studencki Masterchef, którego organizacji podjęło się Niezależne Zrzeszenie Studentów. Tak się fajnie złożyło, że otrzymałem zaproszenie do wzięcia udziału w konkursie jako jeden z czterech jurorów. Zaproszenie oczywiście przyjąłem, na konkursie się pojawiłem, a dziś chciałbym podzielić się z Wami moimi odczuciami.

Postanowiłem, że nie będę pisał recenzji ani przygotowywał fotorelacji z konkursu, ponieważ zrobili to wcześniej pozostali jurorzy. Za pewne dotarło już do Was mnóstwo zdjęć i komentarzy, więc moim zdaniem, szczegółowe opisywanie tego wydarzenia mogę sobie darować. Natomiast bardzo chętnie opowiem o tym, co dla mnie jest najważniejsze, czyli o wrażeniach i przemyśleniach, które naszły mnie w trakcie i po tym niezwykle sympatycznym wydarzeniu.

Pierwszą sprawą, która przychodzi mi na myśl, jest kwestia oceny dań. Za pewne każdy z Was zgodzi się ze mną, że o ile porównywanie zupełnie odmiennych smaków nie należy do najtrudniejszych czynności, o tyle obiektywna ocena i próba wyróżnienia tego smaczniejszego może okazać się nie lada wyzwaniem. Ocena smaku czy wyglądu dania to kwestia subiektywna. Każdy z nas ma własny gust i indywidualnie skalibrowane kubki smakowe. Ja na przykład otwarcie przyznaję, że ciasta, desery i wszelkie inne słodkości z reguły nie robią na mnie takiego wrażenia jak tzw. konkrety (należę do tej grupy ludzi, która nad morzem zamiast na gofry woli pójść na kebsa). Mimo to, podczas „sędziowania” starałem się być obiektywny do bólu. Naprawdę doceniam bezbłędne upieczenie bezy czy samodzielne przygotowanie ciasta francuskiego. Byłem pod wrażeniem wyglądu wypieków przygotowanych przez studentów oraz ich niepowtarzalnego smaku i uwierzcie mi, że w kilku przypadkach ciasta oceniłem lepiej niż wytrawne dania.

Myślę, że każde danie konkursowe miało w sobie coś fajnego. Na mnie największe wrażenie zrobiła tarta z owocami (porzeczki???), masłem orzechowym i bekonem, która zaskoczyła chyba każdego na sali. Bardzo smakowało mi również spaghetti bolognese z odrobiną boczku i  z sosem na bazie czerwonego wytrawnego wina, ale także zupa tajska – bardzo smaczna, choć wyjątkowo delikatna jak na ten dalekowschodni specjał. Jeżeli chodzi o słodkości, to na glebę powaliło mnie ciasto marchewkowe, które odmieniło moje dotychczasowe postrzeganie tego wypieku. Uważam, że osoby, które wzięły udział w Studenckim Masterchefie, podeszły do tematu bardzo profesjonalnie i z pasją, co przełożyło się na wygląd i smak przygotowanych przez nich potraw. Żałuję tylko, że uczestnicy nie mieli możliwości przyrządzenia ich na miejscu - dania przywiezione z domu były po prostu zimne.

A tak z innej beczki, to naprawdę cieszy mnie fakt, że tego typu wydarzenia w ogóle się odbywają. Moim zdaniem zainteresowanie kuchnią to już nie chwilowa moda, ale realne zmiany zachodzące w kulinarnych gustach Polaków. Z resztą już sama popularność blogów kulinarnych utwierdza mnie w przekonaniu, że coś w tej kwestii zaczyna się dziać. Pamiętam, jak Dominik kiedyś narzekał na brak wiarygodnych internetowych źródeł informacji o tym, gdzie warto zjeść w naszym mieście. A dziś? Mamy masę blogów, "fanpejdży" czy innych platform, na których ludzie chętnie dzielą się z innymi swoimi wrażeniami. Do tego coraz więcej osób poprzez swoją pasję (gotowanie, jedzenie, ocenianie knajp), często w nieświadomy sposób, kreuje nasze nawyki żywieniowe. Coraz to zdrowsze, smaczniejsze i bardziej wymyślne dania można zjeść już, nie tylko „na mieście”, ale także w domach. Bo to właśnie na naszych stołach pojawia się coraz więcej nietuzinkowych, kreatywnych i ambitnych potraw.

Najbardziej zaskakuje mnie fakt, że te nawyki przechodzą nawet na studentów, którzy z jedzenia ambitnych potraw nigdy (jak dotąd) nie słynęli. Zaskoczony byłem, gdy jedna z uczestniczek wspomniała, że „teraz może piec, bo na studiach ma lepszy piekarnik niż w domu”. Osłupiałem, bo nie przypominam sobie, żeby którykolwiek z moich znajomych w akademiku miał cokolwiek lepszego niż w domu – a szczególnie w kuchni. Większości wystarczała zwykle mikrofalówka i czajnik. Może jest to delikatny znak, że powoli kończy się era słoików? Może niebawem to nie rodzice będą przyjmować rosołem i mielonym „zjeżdżające” na weekendy do domów dzieci? Może to właśnie studenci w akademikach i wynajmowanych mieszkaniach będą wykwintnymi daniami „karmić” swoich rodziców? ;) ;) ;)

Odczarowywanie mitów zawsze mnie kręciło. Lubię udowadniać, że utarte stereotypy można obalać jak domki z kart. Lubię, kiedy mogę pokazać środkowy palec tym, którzy wątpią, nie wierzą, a swoim powątpiewającym zachowaniem jedynie odbierają motywację. Tym razem cieszę się, że to Wy, uczestnicy konkursu, obaliliście pewien mit, który od wielu lat zalewa internety i nasze umysły. Pokazaliście, że student to nie tylko maszynka do przerabiania C2H5OH, która cały tydzień przeżywa na słoikach z gołąbkami i bigosem, a jedyne wykwintne danie, jakie potrafi przygotować, to chleb posmarowany nożem. W poniedziałek to Wy pokazaliście nam wszystkim soczystego „fakera”. I właśnie za to Wam najbardziej dziękuję.


Wszystkim uczestnikom konkursu jeszcze raz serdecznie gratuluję i trzymam kciuki za Wasze przyszłe kulinarne podboje! Natomiast organizatorom dziękuję za zaproszenie oraz za trud włożony w przygotowanie Studenckiego Masterchefa. Mam nadzieję, że inicjatywa przetrwa i z roku na rok będzie się cieszyła coraz większym powodzeniem.

~Piotrek




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Gdzie zjeść w Poznaniu?

Pierwszy albo drugi raz w Poznaniu? Dla ułatwienia wyboru restauracji przygotowałem poniższe zestawienie. To dziesięć zgoła różny...